poniedziałek, 7 marca 2011

Z rodzinnych stron

Pierwszy w Białysmtoku Festiwal Kultury Queer "Nienormatograf" zakończył się już w miniony wtorek, jednak z jakiegoś powodu nie przyszło mi do głowy napisać tu o tym wcześniej. Uświadomiłem to sobie w pociągu, którym jechałem do mojego rodzinnego miasta. Po raz pierwszy poczułem wtedy, że Festiwal się skończył, wcześniej wraz z innymi osobami, które go tworzyły byłem zajęty sprzątaniem przestrzeni festiwalowej, wywożeniem gratów, załatwianiem różnych spraw. Nie myślałem o tym, że już po wszystkim. Pomyślałem o tym dopiero w pociągu i w związku z tym poczułem kilka rzeczy.

Po pierwsze żal. Żal, że to już koniec, że już się wszystko odbyło, wspaniali ludzie, których poznałem podczas festiwalowych pokazów filmowych, paneli dyskusyjnych i warsztatów wyjechali lub poznikali gdzieś zajęci swoimi sprawami. Przez chwilę było mi smutno, ale potem pomyślałem o tym, co po festiwalu pozostało we mnie i dookoła mnie.

We mnie pozostało najogólniej mówiąc wszystko i teraz będzie mi się śniło w kawałkach przez najbliższe pół roku. Taką już mam naturę, że ważne dla mnie momenty przeżywam przynajmniej kilka razy. Wspaniali ludzie, którzych poznałem w czasie Festiwalu wcale nie zniknęli. Czuję, że Nienormatograf wytworzył pewien potencjał, który może zaowocować w przyszłości. Festiwalowe wydzarzenia przyciągały pewną grupę stałych bywalców i bywalczyń (do których siłą rzeczy ja należę także). Zaczęły się między nami wytwarzać więzy koleżeńskie, które w przyszłości mogą zaowocować. Być może przyjaźniami, być może wspólnymi działaniami, a może jednym i drugim.

Gdy myślę o zakończonym już pierwszym Nienormatografie, odczuwam przede wszystkim wdzięczność dla tych wszystkich osób, które razem ze mną dzielnie prazowały na wszystkie nasze wspólne sukcesy. Dziękuję z całego serca za Wasze zaangażowanie, poświęcony czas, bezcenne pomysły, za wykonane telefony, wspólne oglądanie filmów, ciasta i sałatki, zdjęcia, bloga i wpisy na nim, za każdy rodzaj pomocy i wsparcia. Dziękuję za naszą wspólną wolontaryjną pracę, bez której Nienormatograf nie mógłby się odbyć.

Szczególne podziękowania chciałbym złożyć instytucjom, które zdecydowały się wesprzeć finansowo Festiwal Nienormatograf - Prezydentowi Miasta Białegostoku oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Podlaskiego. Dziękuję za życzliwość, którą okazali Państwo naszej inicjatywie oraz za dojrzałość, otwartość i odwagę, których wymaga dostrzeżenie potrzeb osób transpłciowych i należących do mniejszości seksualnych w Białymstoku i województwie podlaskim oraz wyjście na przeciw dużemu zainteresowaniu jakie okazują mieszkanki i mieszkańcy Białegodtoku i województwa podlaskiego tematyce różnorodności związanej z ludzką płcią i seksualnością. Specjalne podziękowania należą się także Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku za udostępnienie przestrzeni do wszystkich festiwalowych działań oraz pomoc merytoryczną i wsparcie przy organizacji Nienormatografu.

Rozpisałem się strasznie, ale już kończę. To zabawne, jak bardzo pomaga spojrzenie z dystansu. Gdyby nie ten wyjazd być może dużo później zorientowałbym się, że jestem dumny. Jestem dumny z pierwszej edycji Festiwalu Kultury Queer "Nienormatograf" w Białymstoku. Jak fajnie, że nam się udało! :)

środa, 2 marca 2011

Tolerancja… życzliwość… ja i my...

Do podjęcia tego tematu zainspirowała mnie rozmowa z pewnym po prostu życzliwym (nie jedynie tolerancyjnym) panem ;)

Na blogu Nienormatografu komentarze dotyczą różnych aspektów życia, jedne z nich są przepełnione życzliwością i ciepłymi słowami, inne przepełnione nienawiścią, a jeszcze inne pełne tolerancji. Myślę, że warto zadać sobie pytanie czym jest tolerancja i czy do tolerancji należy dążyć? Pamiętam jeszcze z zajęć edukacji międzykulturowej, że tolerancja dotyczy sytuacji, której nie akceptujemy, na którą możemy wpłynąć, ale powstrzymujemy się od takich działań. Zatem tolerować możemy zachowania i postawy innych, które w naszym odczuciu nie są odpowiednie, nie zgadzają się z naszą filozofią, naszymi przekonaniami, ale nie powstrzymujemy ich, nie wytaczamy wobec nich działa agresji.

Tu z kolei przypomina mi się wypowiedź innego pana, który charakteryzował grupy szkodliwe dla naszej cywilizacji, jedną z tych grup, według niego, są naiwne dzieci, studenci socjologii i filozofii, którzy to wzruszają się również biednymi murzyńskimi dziećmi umierającymi z głodu w Afryce, jak pan stwierdził – trudno… może z tego wyrosną, a może nie…

Co zatem wspólnego jest między definiowaniem tolerancji a „charakterystyką grup szkodliwych”? Właśnie to, że te rzekomo szkodliwe grupy walczą o coś więcej niż tolerancja, bowiem stokroć cenniejsza jest życzliwość!
Czy tolerancji możemy się uczyć? Czy życzliwości możemy się uczyć? A może nie "wnikać" i odciąć się od problemów, które nas nie dotyczą? 

Ale czy na pewno NIE DOTYCZĄ?

- Dlaczego jej nie broniłeś?
- Dokuczała Pani jej, nie mnie… Takie są zasady – trzeba siedzieć cicho i się nie wtrącać.
- Pozwalacie na takie traktowanie. To jest podstawą rasizmu, homofobii, seksizmu, ageizmu. Jeśli nic się nie robi, to tak naprawdę współpracuje się z oprawcą.
...
Kiedy pod koniec II wojny naziści robili czystkę w obozach pewien pastor powiedział:
Kiedy przyszli po Żydów nie protestowałem, bo nie byłem Żydem. Kiedy przyszli po homoseksualistów nie protestowałem, bo nie byłem homoseksualistą. Kiedy przyszli po Cyganów nie protestowałem, bo nie byłem Cyganem. A kiedy przyszli po mnie – nie było komu protestować…”
Jane Elliot „Niebieskoocy”


poniedziałek, 28 lutego 2011

Impreza w Metrze odwołana

UWAGA UWAGA!

Planowana na 28 lutego 2011 impreza w ramach Festiwalu Kultury Queer "Nienormatograf" - Queer komm zu mir! da boyz'n'girlz'n'some1elz w klubie muzycznym METRO

jest odwołana

BARDZO PRZEPRASZAMY!

niedziela, 27 lutego 2011

Przed nami dwa dni, za nami dwa dni

Warsztaty wchłonęły nas totalnie, do tego codzienna dawka kina, wielkie przygotowania, trochę sprzątania. Jak widać sił na pisanie brakuje.

Cóż mogę jeszcze dodać? Kto nie był, niech żałuje. Ja, w każdym razie dziękuję:)

No i żeby nie było, że wpis taki krótki, oto portret, który zrobiliśmy z Krzysiem Anji Hordejuk. Wywiadu jednak nie będzie, bo się przestraszyłam dyktafonu…


piątek, 25 lutego 2011

Mój coming out

Dziś blok kobiecy oraz blok poświęcony coming out osób homoseksualnych. Oba godne polecenia. Pierwszy ze względu na świetny dokument „Mój Feminizm”, który uświadomił mi, że mimo tego, że nie uważam się za feministkę, zgadzam się z feministycznymi postulatami oraz mój ulubiony film z całego festiwalu „Bez bikini”.

Kiedyś, jako mała dziewczynka, podobnie jak bohaterka filmu, nieświadomie uciekałam przed przypisanym mi schematem dziewczęcych zabaw. Uwielbiałam siadać za kierownicą samochodu ojca i bawić się, że jadę, mogłam tak bez końca, a właściwie do momentu, gdy stwierdzono, że dziewczynki się tak nie bawią! Cóż, zawstydzona wróciłam do lalek. Potem jednak czasem sięgałam po resoraki, bo przecież mój brat musi się bawić w chłopskie zabawy! Do dziś, mam jeszcze czerwony model porsche 911, bo jest piękny:) Marzę, że kiedyś wsiądę do takiego i będę mogła poczuć jego prędkość.

Natomiast filmy z drugiego bloku są niezwykle ważne. Pokazują zmagania osób homoseksualnych ze społeczeństwem i potrzebą bycia sobą. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ich życie, ich sprawa. Jednak uważam, że sprawa mniejszości jest sprawą większości, ponieważ wysiłek, który wkładamy w oswojenie tematu może sprawić, że wszyscy poczujemy się lepiej. Homofobia często wynika z niewiedzy, nowości, o czym mogliśmy przekonać się wczoraj, kiedy przyjechała Rafalala. Podejrzewam, że dla większości był to pierwszy kontakt z osobą trans.

Większość z Was może sobie pomyśleć, że lesba, to tak gada, chce mieć lepiej, naturalnie. Muszę jednak, co poniektórych rozczarować. Jestem hetero, podobnie jak większość organizatorów Nienormatografu. Dlaczego się zaangażowałam?

Dawno temu szalenie się zakochałam w pewnym, przystojnym, męskim chłopcu. Z wzajemnością. Rozstaliśmy się. Poznałam prawdę. Nie było łatwo, bo go bardzo kochałam, pewnie dalej kocham, aczkolwiek inaczej. Jestem wdzięczna, że znalazł w sobie odwagę, by mi to powiedzieć, choć proces rozstawania się był bardzo trudny i bolesny dla nas obojga. Miałam sporo szczęścia, nie skończyłam jak przyjaciółka mojej Mamy ani jak oszukiwane przez długie lata żony homoseksualnych mężów czy mężów transseksualistów, z bagażem poczucia zmarnowanych lat, złudzeniami, nadwątloną kobiecością. Dzięki temu, mam jeszcze szansę na miłość, która poza tym, co we mnie ludzkie, dostrzeże również kobiecość. Każdy ma prawo do bywania szczęśliwym, po swojemu, o ile nikogo nie krzywdzi.

No i tak sobie balansuję między różnorodnymi światami, ciekawa obu. Zmęczona jednym wracam do drugiego i odwrotnie. W jednym jestem bardziej ludzka, uważna i gadatliwa, a drugi uwielbiam za to, że przypominam sobie, że jestem również kobieca. Zawstydzam się bez powodu, spuszczam rzęsy i nie odzywam. Nie panuję nad tym. Ach ta damsko-męska gra. Podniecająca i niezbędna. O reszcie cudownych aspektów nie wspomnę, bo zarówno heteroseksualne i homoseksualne pary uśmiechają się tajemniczo, a my i tak wiemy o co chodzi.

Jest jeszcze drugi powód, trywialny. Lubię to nasze Stowarzyszeniowe środowisko. Niby każdy jest inny, ale jakoś umiemy się dogadać. Postanowiliśmy, że będziemy zmieniać otaczającą rzeczywistość na lepszą, bardziej przyjazną i działamy. Czy nam się uda? To się okaże, ale zawsze warto próbować.

Poznałam dziś transwestytę

Trochę się obawiałam przyjazdu Rafalali. Bałam się, że nie będę umiała się zachować, nie będę wiedziała jak się do niej odezwać. Może właśnie z tego nieokreślonego stresu się przeziębiłam;) Cóż, sprawy to nie ułatwiało, bo kto lubi mieć wstrętny katar? Zamiast robić zdjęcia, zaspokajać swoją ciekawość, szukałam chusteczek.

No dobrze, ale zanim się maksymalnie zasmarkałam, miałam przyjemność poznać Rafalalę osobiście:) Było to, co prawda, zaledwie krótkie przywitanie, ale dzięki niemu mogłam się przekonać, że nie jest nikim strasznym, a fantastyczną, ciepłą osobą z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie, o czym dodatkowo mogliśmy się przekonać podczas filmu o niej samej i panelu dyskusyjnego po pokazie. Jestem zachwycona:)

czwartek, 24 lutego 2011

Dzień pierwszy

Dzień pierwszy Nienormatografu za nami. Panel dyskusyjny z udziałem Adama Ostolskiego i Małgorzaty Kowalskiej (Roman Kurkiewicz z powodu choroby niestety nie mógł do nas dotrzeć) oraz aktywnie włączającej się publiczności mógłbym opisywać długo. Z powodu późnej pory i wizji kolejnego dnia intensywnej festiwalowej pracy ograniczę się tylko do zaprezentowania zdjęcia z tego wydarzenia:

fot. Sylwia Zdanewicz

Jutro, a właściwie to już dzisiaj czekamy na wszystkie osoby zainteresowane sztuką kłirową. Zaczynamy o 17.30 pokazem filmu Rafalali „I Bóg stworzył transwestytę”...

wtorek, 22 lutego 2011

Zaczynamy!

Zbliża się kolejna okazja do przecięcia wstęgi. ;) Już jutro początek Nienormatografu. Zaczynamy oficjalnie panelem dyskusyjnym „Walczące słowa – postać i myśl Judith Butler”. Ta słynna amerykańska filozofka i feministka jest bardzo ważna dla teorii i kultury queer, dlatego właśnie od niej zaczynamy. Jest ona między innymi autorką teorii, według której nie tylko płeć społeczno-kulturowa, ale także biologiczna jest konstruowana społecznie i może podlegać zmianie. Teorie Butler pozwalają wyjść poza stereotypowy podział na dwie „przeciwne płcie”, otwierają drzwi do wielobarwnego świata różnorodności związanej z ludzką płcią i seksualnością. Do tego właśnie świata zaprasza Nienormatograf zaprasza Was wszystkich i wszystkie. Bądźcie z nami. Szczegółowy program Festiwalu Kultury Queer „Nienormatograf” jest dostępny w zakładce „Program”.

Zdjęć wieszanie...

Cały dzisiejszy dzień dla zespołu „Nienormatografu” był przepełniony pracą. Budowaliśmy i budowałyśmy przestrzeń festiwalową, co wiązało się z montowaniem wystawy Anji Hordejuk „The Crying Game” oraz naszego kącika czytelniczego nazwanego przez nas „Książki z szafy”. Niemal 10 godzin w CLZ. Udało się! Zdjęcia oprawione, ramy zawieszone, książki na półkach. Wielkie otwarcie jutro, czyli w środę o 11.00. Spodziewamy się tłumów…

Chcemy, żeby ta przestrzeń ożyła i przez najbliższy tydzień gromadziła osoby ciekawe tego, jak wyglądają wielkie festiwale dziwnych, śmiesznych, pięknych, przerażających drag queen ujęte na fotografiach Anji Hordejuk. Żeby przeczytać o tym, o czym nie tak często się pisze: o płci, orientacji seksualnej, seksualności, wykluczeniu społecznym. Żeby zapoznać się z sztuką queerową. Żeby spotkać się ze znajomymi i pogadać miło… Chcemy żeby to była Wasza przestrzeń, więc zapraszamy do Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku (ul. Warszawska 19) codziennie od 11.00 przez najbliższy tydzień.

Oprócz książek zainteresowanym osobom rozdajemy za darmo ostatnie dwa numery dwumiesięcznika społeczno-kulturalnego LGBTQ „Replika” wydawanego przez Kampanię Przeciw Homofobii (oczywiście do wyczerpania zapasów).

fot. Kasia Czajkowska

poniedziałek, 21 lutego 2011

Ciało = tożsamość(?)

Od jakiegoś czasu zafascynowana jestem sztuką krytyczną, której tematem, w ogromnej części, jest cielesność i płciowość. Artyści zadają pytania o to, czym jest ciało i w jaki sposób określa tożsamość człowieka. Cielesność pojawiająca się w tej sztuce prowokuje do refleksji. Mnie osobiście bardzo podoba się to, że ciało w sztuce jest wieloznacznym tekstem, w którym wpisuje się coraz nowsze znaczenia i możliwości interpretacji. Tu ciało nie jest jedynie bytem biologicznym o binarnym podziale płciowym, tu ciało jest konstrukcją społeczną i kulturową.

Sztuka krytyczna chętnie sięga do obszaru erotyki, ze względu na to, że to właśnie w tym obszarze definiuje się mniejszości nieheteroseksulane. To, co w społeczeństwo wtrąca w sferę tabu – artyści przenoszą do galerii.

Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać postaci Katarzyny Kozyry, która to, w dość „wdzięczny” sposób pokazuje jak działa społeczność, obnaża stereotypy i „uczy się” bycia kobietą od osoby transseksualnej. Polecam jej dzieła i polecam też dzieła innych artystów, na przykład… a właśnie… może Wy polecicie coś godnego uwagi?

A jak Wam się podoba sztuka zahaczająca o tematykę queerowości? Mnie osobiście sztuka ta pomaga zrozumieć wiele aspektów, które nie do końca są dla mnie jasne.

niedziela, 20 lutego 2011

Zdradziłam Szymborską z Tokarczuk

Taka prawda. Pytacie może, dlaczego? Bo Tokarczuk pisze o rikach, dziwadłach, ałtsajderach. Tworząc bohaterów i bohaterki swoich powieści, pozwalając im zaistnieć w wyobraźni, umysłach czytelników i czytelniczek uwrażliwia, naprowadza, ukazuje, uwidacznia Inne, Nieznane, Niezrozumiane, Brzydkie, To Co Wydaje Się Straszne.

Tokarczuk to jedyna polska pisarka, która w tak intensywny sposób eksploruje Inność. Jako znana, ceniona i czytana autorka wprowadza Inność w świat mejstrimu, na salony, w świat gdzie rządzą prawa rynku, a Inność sprzedaje się owszem, ale w odpowiednim opakowaniu. To tak jak z jedną z bohaterek opowiadania „Najbrzydsza kobieta świata” z tomu „Gra na wielu bębenkach”. Publiczność pożądała jej odpychającej, lecz jednocześnie odurzającej brzydoty. Nie chciała zobaczyć w niej kobiety, człowieka, istoty czującej i myślącej.

Uwielbiam Tokarczuk. Uwielbiam ją za to, że zaprasza do odkrycia człowieczeństwa w Innych, w marginalizowanych życiach, czy to ludzi z zaburzaniami psychicznymi, czy niepełnosprawnych, czy homo czy transgender (postać Wilgefortis), czy starszych ludzi. Jej powieści pozwalają, gdy się na nie otworzysz, zobaczyć głębiej Innego, a tym samym siebie, bo i w Tobie jest Inny / Inna, nie unikaj spotkania z Nim / Nią.

Jeśli znacie innych pisarzy, poetów, pisarki, czy poetki wprowadzających/ce za pomocą swej twórczości Inność, to dzielcie się swoimi odkryciami. Zapraszam.

Olga Tokarczuk (źródło: womenswriting.blogspot.com)

sobota, 19 lutego 2011

Na dobranoc

W mitologii można znaleźć wszystko. Ja znalazłam dziś inter. Zacznę od Hermesa i Afrodyty. Zauroczenie, pożądanie i efekt końcowy – dziecko. Następnie problem z nadaniem imienia dziecięciu i wybór najprostszej drogi. Zmiksowanie swoich imion i gotowe, mamy chłopca, Hermafrodytę. Niestety historia Hermafrodyty nie jest już taka prosta jak jego imię. Tu czas na zamęt, czyli na Salmakis – piękną źródlaną nimfę. Młodzieniec wpadł jej w objęcia podczas kąpieli, jednak urok i czar nimfy nie zadziałały. Nimfa nie mogła przeboleć odrzucenia jej zalotów i uprosiła bogów, aby na zawsze połączyli jej ciało z ciałem Hermafrodyty. Prośby zostały wysłuchane. Hermafrodytyzm (interseksualizm, obojnactwo) jest powszechny zarówno w świecie zwierzęcym jak i roślinnym i jest jak najbardziej kłir ;).

Śpiący Hermafrodyta, Luwr (źródło: wikipedia.org)

To skomplikowane (sprzed półwiecza)

Na Fejsbuku istnieje możliwość zaznaczenia statusu związku „To skomplikowane”, zastanawiam się czy to przypadkiem nie najlepiej określa relacji nienormatywnych. To że ktoś np. jest homoseksualny, czy transpłciowy nie musi przecież oznaczać, że jest kłirowy... Poniżej ilustracja słowno-muzyczna sprzed półwiecza prezentująca sytuację z kategorii „To skomplikowane”.

Słowa: Jeremi Przybora, muzyka: Jerzy Wasowski, wykonanie: Wiesław Gołas.

czwartek, 17 lutego 2011

Foto-Glicer

Mam pewne skrzywienie, a mianowicie kocham fotografię. Trudna to miłość. Zmienna. Już kilka razy próbowałam się z nią rozstać, ale jakoś nie mogę. Zawsze wracam. W końcu pogodziłam się z tym, że nie zawsze jest pięknie. Nie, nie pogodziłam się, ale się staram. Nauczyłam się żyć razem i obok, z myślą, że są odpływy i przypływy.

Nienormatograf początkowo nie przewidywał przestrzeni na fotografię, więc jakoś nie mogłam sobie w nim znaleźć miejsca, jakoś brakowało mi turbodoładowania do działania. Postanowiłam również być twarda i nie kombinować. Nie to nie, ale nie wytrzymałam. Musiałam choć wspomnieć, że poznałam niesamowitą osobę – artystkę, dj-kę, która kiedyś w Nowym Jorku zrobiła zdjęcia Drag Queens i może byśmy jej tak zrobili wystawę przy okazji festiwalu?

Okazało się, że prócz mnie Anję Hordejuk zna również Lila – jeszcze jedna osoba z zespołu Nienormatografu, która podchwyciła pomysł i nakręciła sprawę, za co jestem jej bardzo wdzięczna :) Niebawem wystawę fotografii „The Crying Game” będzie można oglądać w Centrum Zamenhofa w Białymstoku, a o samej autorce jeszcze napiszę.

Takim oto sposobem do Nienormatografu zaczęła nam się wkradać fotografia :) a co więcej? Chcemy więcej! Daleko i blisko od Queeru, czyli Foto-Glicer. Zakładka obrazkowa do stworzenia, której zachęcamy wszystkich, którzy mają ochotę się pobawić w poszukiwania dziwności wszelakich, białostockich osobliwości. Aparat w dłonie i do dzieła! Zdjęcia oraz wszelkie pytania i uwagi dotyczące projektu Foto-Glicer będzie można nadsyłać przez okres trwania Festiwalu na adres foto-glicer@nienormatograf.pl.

fot. Kasia Czajkowska

Kłir yz hir

Jej Perfekcyjność zawsze powtarza i podkreśla, że: „najlepszym sposobem na poznanie miasta jest spacerowanie po nim”. Trudno się z tym nie zgodzić, lecz warto dodać, że są miejsca, gdzie piechotą dojść nie sposób. Ostatnio znalazłem pewne bardzo kłirowe miejsce w bardzo nieoczekiwanych okolicznościach. Jest ono w pewnym sensie związane z Białymstokiem, ale dotrzeć tam można jedynie światłowodem. Chodzi mi mianowicie o internetową galerię Podlaskiej Spółdzielni „Jubilat”, a ściślej rzecz ujmując o jej najnowszą kolekcję fartuchów roboczych damskich i męskich umieszczoną w tej galerii… No dobra, dobra, przyznaję się: tak naprawdę najbardziej intryguje mnie model/ka ;) Zresztą zobaczcie sami i same (nazwy oryginalne):


fartuch roboczy

fartuch - sukienka

fartuch kloszowy kangur

fartuch wiązany

fartuch kloszowy

fartuch unijny

garsonka z kontrastem

poniedziałek, 14 lutego 2011

Wiersz o miłości do miasta-kobiety

Postanowiłam, inspirując się rozmową niedzielną z pewnymi osobami, o tym że na naszym blogu nie ma wiersza i odpowiadając jednocześnie na poniższy wpis Krzycha o kłirowości Białegostoku, zamieścić to:

Miasto

Kocham to miasto bo jest kobietą
ma zielone oczy i odciski przeszłości na dłoniach
zmarszczki czasu sunące leniwie po ścianie twarzy
biernie przyjmuje spermę urbanistycznych wizji architektów
Jest małomiasteczkową dziewczyną
na raz
w drodze po marzenia stolicy

Kocham to miasto bo schowane jest w kokonie ciszy
a nocą widać kamyki gwiazd i magmę nieba

Nie pozwala mi się pojąć
zaskakuje wciąż wyciekając przez palce
wabi nieznanymi zakamarkami duszy
nęci ciemnymi komnatami ciała
A ciało ma rozległe – wyleguje się pośród pól łąk i lasów
Jest pryzmatem – mówi rzeczywistość nie jest jedna lecz skrzy się barwami tęczy

Kocham to miasto bo jest kobietą

Kłirowy Białystok

Zastanawia mnie czy dałoby się stworzyć mapę miejsc homo-, bi-, trasn-, inter-, aseksualnych. Czy są jakieś historie, legendy miejskie dotyczące nienormatywności w Białymstoku i okolicach.

Moim zdaniem mało tego na pierwszy rzut oka. Może się mylę... Czekam na propozycje tego, co wydaje się wam w Białymstoku kłirowe. Także na podstawie waszych osobistych historii. Jeśli byłoby ciężko mogą być też dygresje odchodzące od tematu...

niedziela, 13 lutego 2011

14 lutego – Dzień Kosmicznego Indywidualisty

Zaraz, zaraz 14 lutego? Przecież przede wszystkim to Walentynki – Dzień Zakochanych i takie ilości słodyczy, różowego lukru i popeliny, że aż mdli. Zgadza się, nie jestem fanką Walentynek, a jednak niedawno sama dla siebie odkryłam ten dzień zupełnie na nowo, jako również moje święto! Bo to nie tylko dzień zakochanych, chorych psychicznie czy na epilepsję, ale i Dzień Quirkyalone...

Jakkolwiek bym o sobie nie myślała, to jednak nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że mogę w jakiś sposób wpisywać się w określenie queer. Owszem zauważałam jakieś odchylenia od normy, ale prawdziwe „objawienie” przyszło dopiero około dwóch lat temu.

Spodziewacie się jakichś pikantnych szczegółów? Jakiegoś wielkiego szoku? To jesteście w błędzie. Otóż pewnego dnia przeczytałam artykuł o quirkyalone i nagle oślepiający błysk zrozumienia: to o mnie! I na pojawienie się quirkyalone zareagowało tak wielu ludzi w różnym wieku, różnego pochodzenia, więc wydawać się może, że nic w tym dziwnego. Chociaż z drugiej strony powinnam się już nauczyć czy przyzwyczaić, że pewne rzeczy są dla większości nie do przyjęcia. I tak jest z quirkyalone. Jak dla mnie – żadna nowość, żadna moda, tylko nowe określenie pewnego stylu życia. Niestety błędne tłumaczenie na język polski odbiera mu prawdziwe znaczenie i ma raczej negatywny wydźwięk – „samotny dziwak”. Muszę napisać tu kilka słów wyjaśnienia: quirkyalone nie jest bynajmniej samotny, chociaż wybiera życie w pojedynkę i przedkłada je nad szukanie na siłę partnera, tylko po to, by być w związku i uniknąć samotności. Jest trochę takim romantykiem w XXI wieku, nie lubi kompromisów, dobrze czuje się sam, w swoim towarzystwie, więc faktycznie dla niektórych może być to „dziwaczne”. Ja wolę określenie „kosmiczny indywidualista”, bo czyż to nie kosmos funkcjonować sobie bez opierania się, w moim przypadku, na męskim ramieniu, nie marząc o białej sukni, gromadce pociech, rodzinnym gniazdku? Powinnam przynajmniej szukać okazji do zdobycia jakiegoś osobnika płci przeciwnej, bo chociaż mamy XXI wiek, nadal dziewczyna, kobieta okazuje się być definiowana poprzez posiadanie bądź brak partnera. Wiem z autopsji.

Moja babcia przy każdej nadarzającej się okazji pyta: „masz jakiegoś chłopca?”, a na niezmienną odpowiedź: „nie!” załamuje ręce nad moim losem i z niedowierzaniem kręci głową. Nastoletnia siostra pyta, czy zamierzam zostać „starą panną z gromadką kotów”. „Troskliwi” znajomi wciąż starają się dociec, co ze mną nie tak i czy przypadkiem nie wolę jednak dziewczyn, co więcej, czują się też zobowiązani do udzielania rad tak nieprzystosowanej do życia koleżance...

Najwyraźniej dla nich wszystkich jestem więc queer i nadszedł dzień, gdy muszę szczerze wyznać: dobrze mi z tym! A jutro oczywiście będę świętować, ale sama, na swój sposób ;).

piątek, 11 lutego 2011

Instrukcja obsługi osób nieheteroseksualnych

Tego nie dostaniesz w Telezakupach Mango – każdy z nas ma swoją własną, osobistą metkę. Jednych należy prać w niskich temperaturach, innych prasować pod odpowiednim kątem – geje i lesby – stwory nieznane, dostępne jedynie dla wybrańców. Legenda głosi, że niektórzy z nas dobrze wchodzą w reakcję z ultrafioletem... A ja jestem Ania. Trochę wybrakowana lesba, bo nie mam dodatkowej pary rąk, nie mam nawet dodatkowej pary oczu. Czy istnieje jakakolwiek instrukcja obsługi człowieka takiego jak ja? Owszem – dać jeść 3 razy dziennie i pozwolić wyspać się choć raz w tygodniu do 10 rano. Niezbyt skomplikowany egzemplarz, niestety nie wskażę Ci adresu do innych – tylko takie znam.

Homoseksualizm to wciąż co dla niektórych zjawisko tak nieznane jak odpowiedzi na pytanie „To te Yeti w końcu istnieje czy nie?”. Różnica polega jednak na tym, że sprawa z tym pierwszym jest znacznie łatwiejsza. Jeżeli myślisz, że po podaniu ręki lesbijce sama po tygodniu zaczniesz się oglądać za kobietami – niestety jesteś w błędzie i może niejedna lesbijka by tego żałowała, jednak jak głosi powiedzenie „Life is brutal”... Osobiście dzielę ludzi na takich, którzy traktują homoseksualistów jak zwykłych zjadaczy chleba (i właśnie ci mają najwięcej racji), oraz na tych, którzy traktują ich jak okaz, który przed sekundą uciekł z zoo. Kumpel gej to dla niektórych powód do dumy, jego pewnie da się wyciągnąć na zakupy. Nikt nie zastanawia się nad tym, że stereotypy bardzo często mijają się z prawdą.

Znałam kiedyś człowieka, który po rozmowie z moim znajomym za nic w świecie nie chciał później uwierzyć, że pił piwo z gejem. Nijak nie pasował on mu do obrazu geja – przegiętej ciotki z różowym grzebykiem z gracją wetkniętym za paseczek H&M. Musiał to usłyszeć od samego znajomego. Stwierdził wówczas „Wiesz, pedałów to ja za bardzo nie lubię, ale ty jesteś spoko...” A gdyby tak wyjść dalej do przodu? Gdyby tak zobaczyć, że ta dziewczyna z warzywniaka, kobieta z apteki, czy taksówkarz to osoba homo? Taksówkarz? Zawsze dowiezie na czas. Ta dziewczyna z warzywniaka? Kupuję u niej świeże warzywa, a kobieta z apteki to przyjaciółka mojej mamy... Co wtedy zobaczysz? Może nie jest z nami jeszcze tak źle, może do zoo nam jednak daleko? Jedyną instrukcją obsługi osób nieheteroseksualnych jaką mogę Ci polecić jest otwartość. Dla mnie to nic odkrywczego, ale powiem Ci w sekrecie, że są to zwykli ludzie. Tak zwykli, że nawet z tym ultrafioletem to jakaś jedna wielka bujda na resorach... Rozczarowany?

Natura bywa silniejsza, a miłość niemożliwa

Zbliżają się Walentynki. Witryny sklepowe przeistaczają się w gigantyczne serca, wszystko wokół staje się agresywnie czerwone. Cóż, czerwony to taki kolor obok którego nie da się przejść obojętnie, bo kłuje w oczy. W fotografii kolorowej wokół czerwieni buduje się kompozycję, a w życiu mówi o miłości.

Opowiem Wam pewną historię, którą usłyszałam dawno temu. Właściwie zaczyna się dość banalnie. On taki przystojny, ona taka piękna, zakochują się w sobie. Planują wspólną przyszłość, pobierają, urządzają swoje gniazdko. Pełnia szczęścia, choć nie mają dzieci, ale są jeszcze młodzi. Mają czas. Takie nowoczesne małżeństwo. Partnerskie. Ewenement jak na wczesne lata 80-te. Ona taka kobieca, on taki męski. Świetnie się ze sobą dogadują. Ona radzi koleżankom, co robić by związek był udany, a on?

Niespodziewanie, z dnia na dzień ona staje się nieobecna. Wycofuje się z życia towarzyskiego. Nikt nie wie, co się stało. Idealne małżeństwo się rozpadło? Dlaczego? Domysłom nie ma końca. Taka ładna para, przecież tak bardzo się kochali… Rozwodu chyba nie będzie, bo ślub był kościelny. Poza tym ona jest taka wierząca, a on przecież nie jest zły. Pogodzą się.

Znaleziono ją w łazience. Była zanurzona w czerwonej od krwi wannie. W tej samej łazience, w której przez otwarte drzwi zobaczyła swojego ukochanego męża z innym mężczyzną. Niepotrzebnie wróciła wcześniej do domu…

Podobno kobiety bardziej od tego, że ukochany mężczyzna ich nie kocha boli to, że nie są przez niego pożądane. Myślę, że jedno i drugie boli tak samo. Czasem tak bardzo, że nie da się tego znieść.

Niestety znam jeszcze kilka takich smutnych historii, gdzie potrzeba zaspokojenia większości społeczeństwa jest tak silna, że popycha niektórych do zagłuszania siebie i mniej lub bardziej świadomego ranienia innych. Natura bywa silniejsza, a miłość niemożliwa.

Na koniec, słowa uznania dla wszystkich gejów i lesbijek oraz jak się okazuje innych orientacji, których jeszcze nie ogarniam, za odwagę bycia sobą! Uwielbiam Was! Przy okazji apeluję do heteryków by się nie lękali, tylko przyjmowali świat na bogato ;) Dzięki temu, rosną szanse na szczęśliwą miłość, czego sobie i Wam życzę :)

środa, 9 lutego 2011

Mniejszość / większość

Mniejszość wg Wikipedii to „grupa ludności danego państwa różniąca się od większości jego obywateli przynależnością narodową, wyznaniową, mówiąca innym językiem, różniąca się tradycją, obyczajem lub poglądami na pewne sprawy, itd.”

A co jeśli się jest w grupie mniejszościowej – mniejszością? Czy ta grupa mniejszościowa staje się grupą dominującą?

Często czułam się częścią jakiejś mniejszości. Chociaż nie w sprawie płci i seksualności. Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wiedziałam, że jestem kobietą heteroseksualną i tyle. Tylko z telewizji wiedziałam, że poza tym jest „coś” jeszcze. Tylko co? a raczej kto? Nie znałam i nie uczyłam się o mniejszościach seksualnych. Na przysposobieniu do życia w rodzinie, pani nie wspominała o innych płciach, orientacjach.

Powoli się tego wszystkiego uczę.

Uczę się różnych nazw, staram się pytać, gdy nie rozumiem jakichś skrótów (a zdarza się to często). Ale mam, od kogo się dowiadywać, gdyż często w kwestii seksualności jestem heteroseksualną mniejszością. Ale i tak wiele kwestii pozostaje i pewnie pozostanie dla mnie zagadką.

Moja większość często staje się mniejszością, i na odwrót, ale to mi nie przeszkadza. Przynajmniej wiem jak jest po drugiej stronie lustra.

Ach, ten queer / Ach, ta queer kultura

Miałam napisać komentarz do posta Sylwii pełnego szczerych pytań, ale stwierdziłam, że szkoda by te ważne kwestie nie świeciły na stronie głównej naszego bloga.

Nie da rady nie klasyfikować, tak nasz umysł funkcjonuje. Ważne, by nie stać się więźniem / niewolnicą klasyfikowania.

Z ludźmi queer to jest tak, że oni wymykają się definicjom, i o to chodzi, to oni ustalają kim są w danej sytuacji. I nici z klasyfikacji. :) Spróbuję jednak opisać pewne typy.

Zaczynam. Zaznaczam, że moje opisy są pewnymi wytycznymi, żeby wiedzieć o co cho, ale nie są stuprocentowym odzwierciedleniem stanu rzeczywistego. Faceci, którzy ubierają kobiece ciuszki, malują się i do tego udają znane piosenkarki to drag queen. Robią to, bo lubią, robią to dla zabawy. Zarabiają też na tym, jeżeli są profesjonalnymi drag queen. Np. Żaklina, która wystąpiła w „Mam talent”.

Są też drag kingi, to z kolei kobiety przebrane za mężczyzn i parodiujące męskie zachowania. Oglądałam sporo drag kingowych występów na YouTube oczywiście. Niektórzy są tak profesjonalni, że niby wiesz, że to kobieta, ale kurcze widzisz faceta jak nic.

Drag queen i drag kingi pokazują, że nasze zachowania czy ubieranie się nie wynika jedynie z płci biologicznej, ale uwarunkowane są kulturą w jakiej żyjemy, która jasno określa co jest „kobiece” a co „męskie”.

„Mężczyzna”, który czuje się kobietą i chce nią być, i też nią jest (!), to transseksualna kobieta, czyli M/K, wyjaśniając biologiczny mężczyzna ale z psychiką kobiety. Jest kobietą, ale w ciele faceta. Jeśli chce mieć ciało zgodne z psychiką, to następuje szereg badań psychologicznych, seksuologicznych, które dopiero umożliwiają operacyjną korekcję płci. Co do orientacji seksualnej, to z tego co wiem, nie zmienia się po operacji. Po prostu, jeśli ta kobieta w ciele mężczyzny (transseksualna kobieta) czuje zaangażowanie psychoemocjonalne i pociąg seksualny do kobiet, to mimo męskiego ciała, można powiedzieć, że jest lesbijką. A jeśli czuje zaangażowanie psychoemocjonalne i pociąg seksualny do mężczyzn, to nie można powiedzieć, że jest gejem, bo psychicznie będąc kobietą, jest heteroseksualna. Są również transseksualni mężczyźni, czyli K/M, czyli mężczyźni w ciele kobiet.

Jeśli ktoś ma piersi i penisa to: albo jest interseksualny, czyli dwupłciowy, albo jest to osoba transseksualna, która zdecydowała się nie przeprowadzić do końca operacji zmiany płci, i wtedy można nazwać ją transgenderową, czyli kimś poza płcią, albo ta osoba transseksualna nie miała pieniędzy na jej ukończenie, to drugie może być częstszą opcją, bo w Polsce nie refunduje się takich operacji.

A jak funkcjonują transseksualistki czy transseksualiści w związkach, nie mam pojęcia. Jak nazywają swego partnera czy partnerkę, nie mam pojęcia, ale może kotku, miśku, kochanie? I nie wiem jak definiują swoja seksualność osoby, które żyją w związku z osobą transseksualną. To odbywa się w intymnej relacji między dwojgiem ludzi. To oni się określają albo i nie. Pewne sprawy są nieuchwytne. Pewnych spraw nie da się sklasyfikować.

Wierzę, że mimo zawiłości tychże kwestii, treść jest zrozumiała i pomocna w poruszaniu się w świecie queerowości.

Pytajcie dalej, proszę. Komentujcie nadal, zapraszam.

wtorek, 8 lutego 2011

O heteronormatywności i kategoriach?

Tysiące niekończących się pytań, jak u dziecka, które chce wszystko wiedzieć i zadaje męczące, czasem trywialne, a czasem trudne pytania. To tak jak ja, skromne dziewczę ze wsi, wrzucona w świat dotąd zupełnie nieznany i nieobecny w moim otoczeniu, a przynajmniej nie ujawniający się.

Uwikłana w świat kategorii i heteronormatywności nie radzę sobie z klasyfikacją ludzi, ale czy ludzi się klasyfikuje?

Ok, mężczyzna czuje się kobietą, więc próbuje się zmienić: zakłada damskie ciuchy, przymierza tysiące peruk i maluje się kurde lepiej ode mnie i sorry, ale też od wielu innych dziewczyn. Czy to świetna zabawa, czy coś więcej? Nie ogarniam. Brak mi jasnych kategorii, dzięki którym łatwiej bym zidentyfikowała kto jest kim. Wracając do mężczyzny, który czuje się kobietą, to przyjmijmy fakt, że rzeczywiście się nią CZUJE. Zmienia się na zawsze, chociaż czy mogę się posługiwać stwierdzeniem „na zawsze”? a co jeśli znów poczuje, że to nie to, że jednak bycie mężczyzną było „lepsze”?

A co się dzieje z jego/jej seksualnością? Czy to znaczy, że jeśli mężczyzna stanie się kobietą to był pierwotnie gejem? Co z kolei jeśli mężczyzna nie do końca jest kobietą, to znaczy ma piersi ale też ma penisa? Kim jest, kim chce być? I co kiedy ma partnera, którego nazywa „mężem”? Mąż jest homo czy hetero?

Tak wiele przede mną, tak ciekawych, intrygujących i zastawiających zjawisk. Czekam zatem na Nienormatograf, na panele, dyskusje i warsztaty „Obcy w heteromatriksie” i „Oswajanie transpłciowości" – przyda mi się!

poniedziałek, 7 lutego 2011

„Zapałeczki Panu wypadły”

Zdarzyło Wam się kiedyś, czy to w dzieciństwie czy w dalszych etapach życia, by pomylono Waszą płeć? Zamiast „Czy mogłabyś mi pomóc?, to „Czy mógłbyś?”, a do chłopczyka „A ty dziewczynko, co chcesz kupić? Lizaka?”

Po obcięciu włosów „na jeżyka” i utrzymywaniu krótkiej fryzury, zdarza mi się raz na jakiś czas, zwłaszcza gdy zimą jestem szczelnie opatulona i piersi nie widać, zostać chłopcem albo Panem, częściej Panem. Zazwyczaj prostuję mówiąc Pani, ale nie zawsze, bo bawi i raduje mnie to. Bawi i raduje mnie ta niejednoznaczność, to nieokreślenie, to poza płcią bycie. Ten czy ta którzy mają możliwość usłyszeć moje sprostowanie, bardzo przepraszają, ale za co? Mnie to nie boli, mnie to cieszy. Jest to również argument nie do obalenia, że w społeczeństwie swoje płcie klasyfikujemy na podstawie wizualnego odbioru, zwłaszcza w sytuacjach „szybkiego i pierwszego kontaktu”, np. sklep, bank, autobus.

Nie robię makijażu, nie depiluję brwi, rzadko maluję paznokcie, ubieram się w wygodne rzeczy, lubię czuć się swobodnie, nie noszę torebki, tylko plecak. Nie jestem „ukobiecona”, oj nie. Ciekawe, czyż nie? Nie „nosisz się po kobiecemu”, to ludzie mylą twoją płeć. Świadczy to o tym jak mocno utrwalone mamy określone wyobrażenia o „męskości” i „kobiecości”.

Jestem sobą. To jest dla mnie ważne. Nie potrzebuję „męską” czy „kobiecą” być. Po prostu jestem. Prawdopodobnie można mnie zdefiniować, jak wszystko i wszystkich na tym świecie. Nie uciekam od nazwania mnie. Spoko, chce mnie ktoś nazwać „męską”, nie ma sprawy. Tylko, że ja jestem ponad to. Jestem wolna. Wewnętrznie. Nie zmienię siebie na bardziej jednoznaczną wizualnie, bo nie widzę potrzeby. Jestem otwarta jak dom bez drzwi. Zapraszam na herbatę, czy kawę, jak kto woli.

Śledzie w czekoladzie

Tak jak w tytule – dla wielu queer to właśnie śledzie w czekoladzie. Połączenie sprzecznych smaków w gryzącej się formie. Ale czy ktoś kiedyś próbował śledzi w czekoladzie?

Mówienie o osobach queer, czasem określanych potocznie po prostu jako freaks, to wypowiadanie się o potrawach, których się w życiu nie jadło, nie wąchało, nie dotykało, nie czuło, nie widziało, mimo świadomości poszczególnych składników. Mogę zostać oskarżona o antyhumanizm, przedmiotowe traktowanie, ale sama nigdy nie jadłam śledzi w czekoladzie.

Bo ze słodyczy to tylko mięso. Odnosząc do tematu – ważne jest to jaki jest człowiek, co ma w głowie, co i jak mówi, jak traktuje drugiego człowieka, a nie to jak się ubiera, kogo kocha, jak spędza swój czas wolny. Ale tu też wolność wyboru z jadłospisu, nie musimy ani jeść śledzi w czekoladzie, ani mięsa.

Kwestia zadziwiania swoją osobowością, pewnej nowości i inności rozważana była przez chyba wszystkich filozofów na Ziemi; nie wymyślili nic nowego, oprócz prastarej formuły „szanuj bliźniego jak siebie samego”.

Chciałam napisać o pewnej bardzo mądrej pani, która jednak swoją osobą opowiedziała o wiele więcej. Po rozważania o Marii Komornickiej odsyłam do biblioteki, dla leniwych wersja Wujek Google. Modernistyczna poetka, również definiująca siebie jako Piotr Włast, zasługuje na uwagę PRZEDE WSZYSTKIM ze względu na swoją twórczość. Tam bowiem odkryła swoje prawdziwe "ja", a nie w przyziemnym stroju czy wyglądzie.

Smacznego.

niedziela, 6 lutego 2011

Latina Bambina

W 2002 roku miałem 17 lat. Chodziłem do liceum. Pamiętam, że z ciekawością oglądałem Konkurs Piosenki Eurowizji, który odbywał się, tak jak zazwyczaj, w okolicach maja. Wtedy akurat w Tallinie, stolicy Estonii. Jedną z sensacji tego konkursu był występ słoweńskiego tria Sestre. Wielkie poruszenie wywoływał fakt, że w skład zespołu wchodziło trzech…

No właśnie. Z tego co pamiętam, niezmienny i niezastąpiony komentator Eurowizyjnych zmagań, Artur Orzech używał wtedy słowa „transwestyci”. Nie zastanawiało mnie wtedy, czy słusznie go używa. W ogóle niewiele jeszcze wtedy wiedziałem o takich rzeczach. Nie znałem słowa „gender”, nie mówiąc już o słowie „queer”. Gdyby Artur Orzech użył wtedy terminu „drag queen” z pewnością także nic by mi to nie powiedziało, ale dziś wiem, że Sestre, były najprawdziwszymi drag queenami i to w najlepszym stylu, tak mi się przynajmniej wydaje.

Na Eurowizję Sestre pojechały z piosenką „Samo ljubezen”, „Tylko miłość”, powiedział Artur Orzech. Samego występu nie pamiętam, ale zobaczyłem go kilka lat później na youtubie, więc wiem, że wystąpiły przebrane za urocze jugosłowiańskie stjuardessy, w towarzystwie co najmniej równie uroczych pilotów. Wtedy zakochałem się w nich na całego.

Swego czasu Sestre były w Słowenii całkiem popularne. Dzięki Eurowizji dostały swoje 5 minut w mejnstrimowych mediach, gościły w różnych programach telewizyjnych (w Słowenii i całej Europie), nagrały debiutancki album „Souvenir”, były koncerty, wywiady, wizyty w zakładach pracy, szał i łał.

Trudno powiedzieć, co słychać u nich dziś. Czasami błądząc po internecie natrafiam na jakieś strzępki informacji o nich. Na studiach przez jakiś czas uczyłem się słoweńskiego, mam więc w związku z tym nieco ułatwione zadanie. Jedna z nich została chyba charakteryzatorem (-ką?) w słoweńskiej telewizji, co jakiś czas można tu i ówdzie przeczytać o tym, że zamierzają się reaktywować. Było by fajnie, może udałoby się ściągnąć je na Nienormatograf za kilka lat? ;)

Drag queeny i drag kingi fascynują mnie przez cały czas. Zastanawiam się, czy w Białymstoku są osoby, które robią drag show, albo chciałyby go robić. Może kogoś takiego znacie? Może ktosia coś o kimś słyszała? Jeśli tak, dajcie znać. Marzenia dobrze jest czasami realizować ;)

Na koniec „Latina Bambina”, inny hit siostrzyczek, życzę dobrego odbioru ;)

piątek, 4 lutego 2011

Normalna, czyli jaka?

Lubię zdjęcia Diane Arbus. Początkowo nie chciałam się do tego przyznać, bo są brzydkie, tak bardzo prawdziwe, że aż bolą. Odpychają i przyciągają jednocześnie. Wolałam mówić o wysmakowanych portretach Avedona i próbować iść w jego ślady. Bezskutecznie. Coś zgrzytało. Moda zaczęła mnie nudzić. Hasła, że teraz to tylko fiolety, czerwienie, czy co tam, zaczęły mnie irytować. Dziwoląg. Przestałam śledzić trendy. Nie umiałam się wpasować w panujący lifestyle, zawsze gdzieś z boku. Podirytowana, że mi coś nie pasuje, a powinno, że czegoś nie umiem, a powinnam, że zaplanowałam a nie wyszło, że ktoś coś powiedział i zabolało, a że wszyscy, a ja nie i cała litania skarg do świata. Oczywiście nie zawsze, ale często. Czarna rozpacz. Wiadomo, jak się coś sypie, to się biegnie do bliskich albo i nie. Ja na szczęście mogę. Co wtedy? Rozmowa:

– Chcę być normalna!
– Czyli jaka? Czym jest normalność? Czy umiałabyś być szczęśliwa wbrew sobie? Udawać? Nie jesteś nienormalna, tylko wyjątkowa! Normalność to przeciętność, maska, warstwa ochronna oddzielająca nas od świata, pod którą skrywamy nasze prawdziwe „ja”, bo każdy chce być lepszy w oczach innych, akceptowany.

Cóż trochę czasu zajęło mi pogodzenie się z tym, że pełnej akceptacji mieć nie można, że zawsze będę dla kogoś dziwna, bo każdy ma swoją pseudo definicję tego, co dobre, a co złe. Czasem jesteśmy do siebie podobni, czasem całkiem różni. Każdy ma prawo do bycia sobą, o ile nikogo nie krzywdzi. Łatwiej się żyje z myślą o różnorodności, ciekawie. Nigdy nie wiadomo, co nas jeszcze może zaskoczyć. Normalność jest zmienna. To, co kiedyś było nienormalne dziś często staje się normą.

Z udawaniem mam problem, więc odpuściłam sobie dążenie do normalności. Wolę być wyjątkowa :) Dzięki temu w moim życiu pojawiło się więcej spontaniczności, interesujących ludzi… i mega wysokich szpilek, atakujących mnie, gdy otwieram szafę. Natomiast jednym z moich ulubionych zdjęć jest fotografia chłopca z granatem Diane Arbus. Uosobienie jej wizji, odmienności w normalności i normalności w odmienności.

czwartek, 3 lutego 2011

Co w trawie piszczy? O queerfestach w Polsce

Mam o querfestach napisać, ale to znaczy o czym? O drag show, o paradach, nie wiem, o marszach równości, o festiwalach kultury queer? Poza tym nie interesuję się tym tak stricte. Czasem w ramach zainteresowań gender, queer, feminizmem czy homoseksualnością dowiem się o jakiejś imprezie.

Lekki stres. Okej, od czego są Google. I tak powolutku kojarząc wiadomości zdobyte w trakcie innych poszukiwań czy rozmów z ludźmi i wspomagając się internetem, znalazłam sporo informacji o odbywających się w kraju imprezach dotyczących kultury queer.

Zapraszam do zapoznania. Jeśli znajdziecie coś nowego, to śmiało dopisujcie. Nie jestem alfą i omegą. Podkreślam, że podany rok jest rokiem pojawienia się danej imprezy. Od tego czasu odbywają się one zazwyczaj rokrocznie. Ponieważ nie chcę ogromnego wpisu, podaję tylko nazwy festiwali, podaję tylko nazwy, bo wiadomości o nich znajdziecie na Wikipedii pod hasłem Festiwale LGBT w Polsce. Dopisuję dwa festiwale drag queen, jeden z Sopotu, drugi z Warszawy. Oczywiście naszą perełkę, białostocki „Nienormatograf” i pierwszy Queer Festiwal w Szczecinie.

  • 1996: * Noc Walpurgii
  • 2003: * Wrocławski Festiwal Przeciwko Wykluczeniom „Lesbijki, Geje i Przyjaciele”
  • 2004: * Festiwal Kultura dla Tolerancji w Krakowie * Dni Równości i Tolerancji w Poznaniu
  • 2006: * Festiwal Równości w Warszawie * Festiwal Kina LGBT „Pryzmat” w Warszawie * QueerFest w Toruniu * Festiwal Filmu Queer „A Milion Different Loves?!” w Łodzi
  • 2007: * Festiwal Równe Prawa do Miłości w Warszawie * Drag Queen Sopot Festival
  • 2008: * Festiwal Tęczowych Rodzin w Warszawie * Śląskie Dni Równych Szans Dla Wszystkich w Katowicach
  • 2009: * Ninio Knows-How Festiwal w Poznaniu * Queerowy Maj w Krakowie * Mr. Bear Poland * I Festiwal Drag Queen w klubie Rasko w Warszawie
  • 2010: * Festiwal Równych Praw we Wrocławiu * EuroPride w Warszawie * Wystawa Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym w Warszawie * Queer Festiwal w Szczecinie
  • 2011: * Festiwal Kultury Queer „Nienormatograf” w Białymstoku

Hmm, podsumowując nie brak nam różnorodnych queerfestów. Są parady i marsze równości. W ostatnie wakacje mieliśmy pierwszą w Polsce Euro Pride, można pójść na pokazy drag show, o ile znajdzie się o nich notatkę w internecie. W Muzeum Narodowym w stolicy zorganizowano pierwszą tematyczną wystawę poświęconą sztuce homoerotycznej Ars Homo Erotica. Najwięcej jest festiwali, które obejmują wykłady, warsztaty, panele dyskusyjne, pokazy filmowe, wystawy fotografii, koncerty, imprezy klubowe, a nawet co raz częściej wydarzenia sportowe, np. w ramach Queerowego Maja jest Turniej Kobiecej Piłki Kopanej. W zeszłorocznym wzięłam udział i na własnej skórze przekonałam się, że nie wszystkie kobiety to „słaba płeć”.

Dlaczego wśród wymienionych imprez najwięcej jest festiwali? Dla kogo przeznaczone są queerowe imprezy, a kto zazwyczaj z nich korzysta? Dlaczego organizowane są w wielkich miastach? Mam swoje przemyślenia w odpowiedzi na te pytania, ale pozostawiam je natenczas otwartymi, bo od własnych wolę Wasze. Cdn…

Kłir

Przez pół dnia próbowałem napisać jak rozumiem kulturę kłirową. Chciałem uniknąć tonu akademickiego – nie wyszło. Okazuje się, że język nie daje mi możliwość łatwego wyrażenia tego, co bym chciał.

Otworzyłem szufladę. W środku różne różności. Natknąłem się na kolaż, który zrobiłem wraz z Julią i Anią jakieś trzy lata temu. To właśnie dla mnie kwintesencja kultury kłirowej:

Poza tym jestem zły na słowo kłir czy też queer. W języku polskim nie oznacza właściwie niczego – jest bardzo naukowe. Pochodzi od angielskiego: pedał, zboczeniec, zbok, dziwak, laluś, ciota. Na osobie, posługującej się językiem angielskim od urodzenia, musi robić wrażenie. U nas ukrywa się pod płaszczykiem obcobrzmiącego słowa na „q”, które trudno przeczytać. Nie wiem jak to przetłumaczyć, żeby było adekwatnie. Pomocy…

wtorek, 1 lutego 2011

Festiwal Kultury Glicer

Zanim logo festiwalu zostało w pełni zaakceptowane, było szeroko dyskutowane w gronie organizatorów. Graficznie super, ale mieliśmy wątpliwości, co do czytelności, w miejscach, które pełnią funkcję informacyjną.

W związku z tym, postanowiłam zrobić mały test i pokazać logo Mamie, która nie była wówczas jeszcze wtajemniczona:

– Mamo, przeczytaj.
– Nienormatograf, festiwal kultury glicer.
– Nie, queer. Czyta się kłir.

W tym momencie role się odwróciły. No bo co to takiego jest ta kultura queer? Głupio było się przyznać, że tak do końca to ja nie wiem, więc odpowiedziałam, że „to wszystko, co poza ogólnie obowiązującym kanonem, czyli, że jak teraz za piękne uważa są chude to grube mają problem, podobnie jak homoseksualiści, ale mogą się odnaleźć w tej niszy, którą jest właśnie kultura queer.”

Ostatecznie, niewinny test przyczynił się do zmiany czcionki (argument o kulturze „glicer” był niepodważalny) oraz moich prób zrozumienia, czym jest kultura queer.

Pomocny w poszukiwaniach był internet, jak również, a może przede wszystkim rozmowy. Łatwo nie było. Okazało się, że ile spojrzeń, tyle definicji. Byłam zdezorientowana. Queer z angielskiego pedał. To, co pejoratywne zmienia się w pozytywne. Dystans do samych siebie? Dobrze, to podobnie jak z imieniem mojego kota. Pumeks to pumeks. Nie, Pumeks to mój kochany kot :) Mniejszości seksualne. Koniec? Okazuje się, że termin ten ewoluuje. W związku z tym postanowiłam sformułować definicję, która jest moim osobistym zrozumieniem tematu, a raczej próbą jego rozumienia.

Czym jest kultura queer?

Kultura queer jest częścią szeroko rozumianej kultury usuniętej poza nawias, tego co społecznie akceptowalne. Trudno ją jednoznacznie zdefiniować, gdyż to, co „normalne” jest płynne i w zależności od kontekstu ulega nieustannej modyfikacji. „Queer” mieści w sobie wieloznaczność tożsamości płciowych, wywodzi się od ruchu mniejszości seksualnych.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

No to ciach!

Witam na oficjalnej stronie Festiwalu Kultury Queer „Nienormatograf”. Nieprzypadkowo ma ona formę bloga. W blogach ludzie piszą o swoich codziennych sprawach, o tym co jest najbliżej ich życia. Najciekawsze są dla mnie takie blogi, których właściciele i właścicielki nie silą się na obiektywizm, wysoki ton, wiedzenie wszystkiego najlepiej, lecz po prostu piszą od serca, o tym co ich cieszy, wzrusza, bawi, złości, przeraża i zastanawia każdego dnia. O tym, co im się przydarza.

Tak będzie i tutaj. Ta strona z założenia nie będzie źródłem rzetelnej naukowej wiedzy na temat queeru, orientacji psychoseksualnych czy transpłciowości. Mam jednak nadzieję, że osoby, które trafią na tę stronę w poszukiwaniu takich właśnie informacji nie będą zawiedzione, bo zamiast tego znajdą coś równie cennego.

Tę stronę będziemy tworzyć wspólnie. Mówiąc „my” mam na myśli osoby zaangażowane w przygotowywanie Nienormatografu, ale także wszystkie osoby, które zechcą komentować zastaną tu rzeczywistość. Po naszych wpisach będzie widać, jak bardzo się od siebie różnimy – pochodzeniem, wykształceniem, zainteresowaniami, przekonaniami, wiekiem, płcią, orientacją seksualną, wyznaniem lub jego brakiem. Prawdziwie podlaskie – bogactwo różnorodności ;)

Wśród nas bardzo niewiele osób zajmuje się queerem naukowo, jest kilkoro pasjonatów i pasjonatek, są osoby które coś tam na ten temat wiedzą, wreszcie są i takie, dla których temat queer jest czymś zupełnie nowym i nieznanym. W naszych wpisach skupimy się na naszym osobistym doświadczeniu i postrzeganiu kwestii związanych z płcią społeczno-kulturową, orientacją seksualną, odmiennością i wykluczeniem ze względu na płeć i seksualność. Przekonamy się, w jaki sposób ta ukuta na potrzeby urzędnicze formułka przekłada się na nasze życie.

Zawsze marzyłem o tym, by kiedyś przeciąć wstęgę na jakimś wielkim otwarciu. Teraz czuję, że moje marzenie się spełnia. Oficjalną stronę Festiwalu Kultury Queer „Nienormatograf” uważam za otwartą. Zapraszam do pisania, czytania i dyskusji.