piątek, 25 lutego 2011

Mój coming out

Dziś blok kobiecy oraz blok poświęcony coming out osób homoseksualnych. Oba godne polecenia. Pierwszy ze względu na świetny dokument „Mój Feminizm”, który uświadomił mi, że mimo tego, że nie uważam się za feministkę, zgadzam się z feministycznymi postulatami oraz mój ulubiony film z całego festiwalu „Bez bikini”.

Kiedyś, jako mała dziewczynka, podobnie jak bohaterka filmu, nieświadomie uciekałam przed przypisanym mi schematem dziewczęcych zabaw. Uwielbiałam siadać za kierownicą samochodu ojca i bawić się, że jadę, mogłam tak bez końca, a właściwie do momentu, gdy stwierdzono, że dziewczynki się tak nie bawią! Cóż, zawstydzona wróciłam do lalek. Potem jednak czasem sięgałam po resoraki, bo przecież mój brat musi się bawić w chłopskie zabawy! Do dziś, mam jeszcze czerwony model porsche 911, bo jest piękny:) Marzę, że kiedyś wsiądę do takiego i będę mogła poczuć jego prędkość.

Natomiast filmy z drugiego bloku są niezwykle ważne. Pokazują zmagania osób homoseksualnych ze społeczeństwem i potrzebą bycia sobą. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ich życie, ich sprawa. Jednak uważam, że sprawa mniejszości jest sprawą większości, ponieważ wysiłek, który wkładamy w oswojenie tematu może sprawić, że wszyscy poczujemy się lepiej. Homofobia często wynika z niewiedzy, nowości, o czym mogliśmy przekonać się wczoraj, kiedy przyjechała Rafalala. Podejrzewam, że dla większości był to pierwszy kontakt z osobą trans.

Większość z Was może sobie pomyśleć, że lesba, to tak gada, chce mieć lepiej, naturalnie. Muszę jednak, co poniektórych rozczarować. Jestem hetero, podobnie jak większość organizatorów Nienormatografu. Dlaczego się zaangażowałam?

Dawno temu szalenie się zakochałam w pewnym, przystojnym, męskim chłopcu. Z wzajemnością. Rozstaliśmy się. Poznałam prawdę. Nie było łatwo, bo go bardzo kochałam, pewnie dalej kocham, aczkolwiek inaczej. Jestem wdzięczna, że znalazł w sobie odwagę, by mi to powiedzieć, choć proces rozstawania się był bardzo trudny i bolesny dla nas obojga. Miałam sporo szczęścia, nie skończyłam jak przyjaciółka mojej Mamy ani jak oszukiwane przez długie lata żony homoseksualnych mężów czy mężów transseksualistów, z bagażem poczucia zmarnowanych lat, złudzeniami, nadwątloną kobiecością. Dzięki temu, mam jeszcze szansę na miłość, która poza tym, co we mnie ludzkie, dostrzeże również kobiecość. Każdy ma prawo do bywania szczęśliwym, po swojemu, o ile nikogo nie krzywdzi.

No i tak sobie balansuję między różnorodnymi światami, ciekawa obu. Zmęczona jednym wracam do drugiego i odwrotnie. W jednym jestem bardziej ludzka, uważna i gadatliwa, a drugi uwielbiam za to, że przypominam sobie, że jestem również kobieca. Zawstydzam się bez powodu, spuszczam rzęsy i nie odzywam. Nie panuję nad tym. Ach ta damsko-męska gra. Podniecająca i niezbędna. O reszcie cudownych aspektów nie wspomnę, bo zarówno heteroseksualne i homoseksualne pary uśmiechają się tajemniczo, a my i tak wiemy o co chodzi.

Jest jeszcze drugi powód, trywialny. Lubię to nasze Stowarzyszeniowe środowisko. Niby każdy jest inny, ale jakoś umiemy się dogadać. Postanowiliśmy, że będziemy zmieniać otaczającą rzeczywistość na lepszą, bardziej przyjazną i działamy. Czy nam się uda? To się okaże, ale zawsze warto próbować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz